sobota, 26 marca 2016

Dolina Pontaru, dnia 29/30 lipnia 1273 roku: Ciemność


Drużyna zanurzyła się w ciemność i śmierdzącą, nieprzyjemną breję za wodę się podszywającą. Paskudna ciecz z zanurzonymi weń korzeniami i rzeczami, które lepiej aby dalej pozostały niewiadome, utrudniała przeprawę. Przecisnęli się wąskim gardłem, cudem uchowawszy płonące łuczywo. Światło pochodni osłabło, ale wciąż dawało na tyle jasności, aby rozświetlić kawernę. Tunel wprowadził ich do szerokiej jamy pełnej występów i różnorakich grzybów, których szerokie kapelusze i bladość zupełna budziła jakiś niepojętny lęk. Było ich bowiem tak wiele, a rosły tak gęsto, że mogłyby skryć czającą się podle ich istotę. Widzieli świadectwa obecności czegoś: wygniecione legowiska, rozrzucone chaotycznie kości, popękane kamienie, groty i inne rzeczy. Patrząc na nie czuli napawającą ich grozę. Coś tu bytowało i żerowało na podróżujących, albo szło na żer do miast i osad - nie sposób wymiarkować.

Z komory widno dostrzegli kilka tuneli, z każdego dało się poczuć wiatr - przeciąg. Ktoś nieobyty w okolicy nijak nie zdołałby wymiarkować dokąd do garnizonu. Oni jednak mieli na usługi człeka, za lokalnego strażnika uchodzącego. Wiedział gdzie powinni pójść, choć nie była to jego własna wiedza. Szli, ostrożnie stawiając stopy, przepychając się przez ciemną, kleistą breję.

Idąc w półmroku, gdzie światło mogło uratować i zarazem ściągnąć na nich wszelkie zło, nie potrafili zliczyć czasu jaki mijał. Zdawać by się mogło, że minęły godziny choć mogły to być ledwie minuty. Im głębiej wchodzili w tunel, tym gorzej znosili własne towarzystwo. Byli zdenerwowani, rozeźleni i jednocześnie w stałej gotowości. W każdej chwili coś mogło ich pochwycić i wciągnąć w mrok. Bali się. Oglądali się trwożliwie, a ciemność maskowała ich strach. Mogli uchodzić za zuchów do czasu, gdy kto im nie przyświeci pochodnią.

Zatrzymali się zdjęci trwogą. Wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Patrząc po sobie szukali odpowiedzi na pytanie "co to było?". Ni to ryk, ni to gulgotanie rozbrzmiało właściwie wszędzie. Moment później odczuli jak niewielka fala dociera do nich. Coś weszło do wody - niedaleko. Tunel jakim akurat szli był całkiem szeroki (spokojnie trzech mężów ramię w ramię mogło iść do przodu) choć mocno podtopiony. Woda właściwie sięgała im pod pachy. Ponad to mieli niewiele więcej przestrzeni, prawie ciemieniem po ziemistym stropie ciągnęli.

37 komentarzy:

  1. Wolfgang podniósł swoją upiorną pochodnię tak, że ledwo dotykała stropu.
    - Dobra, jeśli się woda bardziej nie podniesie, to idziemy tak. Nolan z Calevanem oraz jednym z ludzi Demka idziecie z przodu, za wami Demko i reszta jego podwładnych nie licząc ostatniego, który ze mną i Liamem zamknie szyk. Powiem to raz i nie będę powtarzał, mordy w kubeł i nie plotkować. Jeśli trafimy na cokolwiek tudzież kogokolwiek, to w kupę i bronią na zewnątrz. Wykonujcie pchnięcia, szczególnie jeśli nie chcecie męczyć rąk mając je z bronią ponad wodą.
    Popatrzył oświetlony migotliwym blaskiem dwóch źródeł światła, po czym dodał.
    - Pytania? Uwagi? Ruszamy za minut pięć najpóźniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. -Zaraza by to wzięło, co to za przeklęte kurestwo? -wyrwało się Liamowi, choć pewnie w głębi ducha każdy się nad tym samym zastanawiał. Młodzik oglądał się niepewnie w stronę, z której dochodził dziwny dźwięk i fala poruszonej wodo-mazi.
    Riv trzymał miecz w gotowości i czekał, aż reszta ustawi się zgodnie z rozkazem.
    -Wyjdźmy stąd jak najszybciej, zanim to tamto przypełznie jeszcze bliżej, albo zawoła kolegów. -syknął, popędzając resztę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Calevan przebrnął na czoło kompanii i pospołu z Calevanem jak i jednym z ludzi Demka, rozstawili się tak, żeby w razie czego zawsze mieć siebie na wyciągnięcie ręki, a raczej żeby można było wygodnie pchnąć bez uporczywego zderzania się ramionami. Miejsca było mało i fakt, wykonywanie jakichkolwiek cięć nie wchodziło w rachubę. W takim ścisku i takich warunkach jedyne co można było przedsięwziąć to pchać, atakować sztychem i mieć nadzieję, że przeciwnik nie jest jakąś syreną czy innym kurestwem.
    - Myśmy gotowi. Calevan - zwrócił się do czarnego - gotowy?
    W takich warunkach wszelkie różnice schodziły na drugi plan. Strach pobudzał do działania, a przede wszystkim bratały sobie ludzi. Rzeczywiście zaś targało nim wstrętne odczucie czegoś, czego nie sposób było ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie potrafią zebrać w sobie niesamowite, dodatkowe pokłady energii, wystarczy do tego chęć rywalizacji albo zwyczajnie strach. Ten drugi, ma na domiar tego moc, dodawania wręcz nadludzkiej wytrzymałości na wszelakie warunki i przede wszystkim, doskonale sprawia na kondycję i tak, gdy brnęli przez breję, męcząc się jak diabli, w rzeczywistości ledwie odczuwali cokolwiek. Pchali ścianę wody, a ta ustępowała przez nimi - niezbyt chętnie. Nikt się nie odzywał. Plusk wody i rozchodzące się fale były jedynymi doświadczeniami jakie do nich docierały - no i zawodzenie płonącej pochodni. Poziom wody powoli zaczął się poprawiać. Wychodzili na coś, co mogło zaraz przerodzić się w wyspę, albo niezalany tunel. Ktoś krzyknął! To Calevan... Nigdzie go nie ma... Coś wciągnęło go pod wodę i w ciemność.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Rwa mać! - krzyczał próbując złapać towarzysza. Na chwilę zdołał go złapać, ale siła z jaką walczył przeważyła i wciągnęła obu pod wodę. Wynurzył łeb z pod wody, zmęczony i pozbawiony ducha. Zupełnie jakby ten moment przeistoczył go w topielca, czy inną cholerę. Trochę na chybił, ze strachu, wyprowadził kilka pchnięć. Miecz gładko przecinał wodę, ale nie trafiał na żadnego przeciwnika.
    - Do stu kurew - zaklął gładko przechodząc z domeny strachu do wkurwienia. Nic nie działało tak krzepiąco na tego człowieka jak widmo możliwej zagłady. Umysł momentalnie wychwycił ruch - to towarzysze formują grupę. Dobieżał do nich i razem jęli sunąć w stronę płycizny - tak było trzeba; zapomnieć o poległym towarzyszu i ratować siebie nawzajem. Zresztą, kto miałby zapłakać nad czarnym? No proszę. Na pewno nie on, bo i to nie tajemnica, że Nilfgaardczyk w drużynie to gorzej niż baba na okręcie.
    - Silne skurwielstwo - rzekł ciszej, niemal szeptem do towarzyszy. - Nie wiedziałem kiedy. Moment i go nie było. Pod wodą też nic nie widziałem - jak miał cokolwiek zobaczyć w takiej ciemności? - Tam dalej jest płycej i czuć wiatr. Śmierdzi okropnie i dym czuć, nie z naszych to bo inaczej jedzie, to od ujścia tunelu, od drugiej strony.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Skoro nie śmierdzi Calevanem, to idźmy powoli i ostrożnie i zobaczmy co i jak. Demko, w tę stronę wyjście powinno być? A przynajmniej kiedyś było?
    Wolfgang mówił cicho, jakby miejsce odciskało na wszystkich swoją aurę. Pochodnię trzymał pewnie i stał dość szeroko na nogach.
    - Idziem w kupę i trzymamy się pasów panowie, przynajmniej będzie szansa się uratować. I krok do przodu i tak powoli, powoli.
    Starał się opanować budzące się w każdym nerwy. I skierować myśli ku wyjściu z tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  7. -Ale jak to, mamy go zostawić?! -jedynym, który zaprotestował, okazał się Liam. -Ja wiem, że to był wredny czar... czarci wrzód na dupie, ale tak się kurwa nie godzi! -próbował wrócić do miejsca, w którym ostatni raz widzieli towarzysza, ale silny chwyt Wolfganga osadził go w miejscu. Riv szarpnął się raz, dla porządku, ale ustąpił, zajął swoje miejsce, po raz ostatni tylko obrócił się i spojrzał w stronę czarnej kipieli, w której zniknął Calevan.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Nic nie poradzisz - rzekł do towarzysza - otrząśnij się z tego, a na żałobę, jeśli wola, przyjdzie czas po robocie. Teraz ratujmy siebie nawzajem i nie patrzmy wstecz. Trzeba iść, to idźmy, a róbmy to czym prędzej, bo w tej wodzie, w tej zupie, czai się jakiś padalec.
    Na poparcie swoich słów chwycił drugiego za pas i ruszył do przodu, w stronę przeciągu, pod wiatr, choć ten gryzł swądem spalenizny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie dalej jak po kilku chwilach poczuli stały grunt. Mając większą swobodę oświecili pochodnią komnatę, w jakiej się znaleźli. Do połowy zalana i pochylona ku wodzie, wyglądała na postawioną ręką nieludzi. Zniszczone przez wodę i czas kamienne figury przedstawiały jakieś kształty. Światło rzucało makabryczne cienie. Coś zagulgotało w głębi korytarza, z którego się wyłonili. Woda mieniła się czerwienią. Mogli iść tylko do przodu, w górę, ale... kogoś brakowało.
    Demko nie musiał liczyć, aby zorientować się, że kogoś im zabrakło. Przełknął ślinę, ale nie mógł już uczynić nic więcej. Znajdowali się teraz w sile sześciu ludzi: Liam, Nolan, Wolfgang, Demko i jego dwaj ludzie, Źvik oraz Remek.

    Idąc dalej, wspiąwszy się i idąc pod górę, nie raz musieli przystawać by pomóc sobie nawzajem. Stromizna czasami nabierała zbyt dużego nachylenia. Czasami podpierali się o głazy, korzenie czy fragmenty ścian czy rzeźb. Nie było łatwo. Po kilku chwilach znaleźli się jednak w czymś co przypominało piwnicę. Coś zaszeleściło przed nimi...

    OdpowiedzUsuń
  10. Szedł przodem tak jak zostało to ustalone wcześniej. Z dobytą bronią i swobodą ruchu przestawał odczuwać klaustrofobiczny dyskomfort jaki jeszcze przed momentem otulał go mętną breją i ciemnością. Pomagał innym i idąc dalej, zdobywając coraz to wyższe położenie, niestrudzenie podążał za gryzącym zapachem dymu. Idąc trzymał głowę nisko.

    Zdobywszy ostatni podest, przystanął i pomógł reszcie wejść do piwnicy. Obszerne pomieszczenie, z łukowatym sklepieniem, przypominało prastare zabudowy jakie już wcześniej widywał. Dawniej, gdy jako najemnik zatrudniony do ochrony to archeologów, naukowców czy innych trup, wchodził z nimi w największe gówno. Widok tego konkretnego budynku przywodził mu na myśl wiele nieprzyjemnych rzeczy. Zwykle były one siedliszczami jakiś monstrów, a w szczególności - o ile dobrze pamiętał - alpów.
    - Panowie, kierwa, cicho - wskazał głową w ciemność - coś tam jest i niech mnie napiętnują, a nie chcę się bratać z tym czymś.

    OdpowiedzUsuń
  11. -Chujem byłeś, chujem umarłeś, ale na cycki Melitele, nie powinieneś ginąc taką śmiercią... -zdążył jeszcze rzucić Liam, zanim wszyscy ruszyli dalej. Szli przez jakiś czas, brnąć w brei i trwożliwie rozglądając się i nasłuchując, kiedy wreszcie wydostali się na nieco pewniejszy teren. Raven już miał rzucić jakimś ciętym komentarzem, kiedy posłyszał wypowiedź Nolana. Chłopak z w ostatniej chwili przygryzł sobie język, tak że zamiast słów wyrwało mu się tylko ciche ni to syknięcie ni to sapnięcię.
    "Co robimy?" zapytał bezgłośnie, patrząc w stronę Wolfganga i mając nadzieję, że szef potrafi czytać z ruchu ust, zwłaszcza w kiepskim świetle.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nolan wycofał się do braci i spojrzał na Demka, Źvika i Remka.
    - Panowie, ze mną, idziemy przodem. W kupie siła - rzekł i splunął zaraz aby odczynić zły urok.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wolfgang raczej zauważył jaśniejące twarze współtowarzyszy, niźli odczytał zapytanie lęgnące się na ustach kilku osób. Podszedł tak, żeby mieć kilka osób w zasięgu szeptu i rzekł krótkimi zdaniami, acz rozglądając się bacznie wokół.
    - Jako Nolan prawi, w kupie, i jeden idzie powoli tyłem trzymany za pasek przez idącego do przodu. Jeśli coś na niego wypadnie, to niech drze się to zdążymy w sukurs przyjść. Idziem blisko siebie i rozglądamy się wokół. Idziemy po trzy kroki, stop na uderzenie serca i znów. W rytm. Jeśli coś na nas wypadnie, to odbijamy do ściany najbliższej i plecami się zapieramy. Zawszeć kierwa do lewej ściany. I staramy się iść wedle takowej.
    Uśmiechnął się w twarze pozostałych.
    - No to panowie do przodu, bo nam starość Henseltowych wybije. Z życiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Podzielili się na dwie grupy: w pierwszej, idącej przodem, Nolan wraz z Źvikiem i Demkiem torowali drogę pozostałej trójce. Na tę okazję przejęli pochodnie i oświetlając sobie drogę, szli do przodu. Demko wyraźnie zaniepokojony, co i rusz oglądał się na cienie. Źvik dygotał, co jak się okazało było uzasadnione. Matkę Źvika, za dzieciaka, porwały topielce, gdy ta nad rzeczką prała. Widok monstrów tak wypalił się w jego świadomości, że teraz, po trzydziestu bez mała latach, dupa mu cierpła na sam wydźwięk słowa "potwór". Jak przetrwał tunel i tamtejszą breję pozostanie tajemnicą. Nie pozostanie natomiast tajemnicą fetor jaki roznosił wokół siebie.
    Idący razem z Wolgfgangiem i Liam'em, Remik, trzymał dobyte dwa toporki. Niewielki i odpowiednio dociążone na krótkiej rękojeści, aby móc nimi pięknie rzucać.
    - Nie idźmy środkiem - Demko zwrócił się do Nolana - bardziej na prawo, do końca i będą schody, a dalej to już pójdzie łatwiej. Dalej - tłumaczył - znajdziemy się bezpośrednio pod barakami fortem, pod jego piwnicą. Tam znajdziemy wejście wyżej, jeno musimy podstawić drabinę. Spokojnie, leży tam o ile nie zbutwiała ze szczętem.
    Coś zamlaskało w ciemności.
    - Wchodzą jak do siebie - rzekł nijaki, wysoki, głos - wprzódy nie pozdrowiwszy gospodarza. Nie godzi się, zaraza wasza mać, tak traktować innych od siebie, nie godzi.
    - Nie godzi - zawtórował mu drugi głos, wyraźnie męski, choć bardzo niski i jakby echem dudniący.
    - Co zrobić mamy z wami?
    - Co.. buahaha... zro... zrobić? - zachichotał kretyńsko trzeci, dobiegający wam zza pleców.
    - Okup! Niech się okupią - mówi drugi.
    - Tak, okupcie się, okupcie człowieki!

    OdpowiedzUsuń
  16. - Czyja, jak czyja, byle nie Henseltowa. Nie jestem knurem - rzekł cicho komentując słowa dowódcy. Szli do przodu z wyciągniętą pochodnią i bronią, lekką cofniętą w drugiej ręce, gotowej do uderzenia. Miał ochotę komuś przypierdolić i okazja nagle się pojawiła.
    Słysząc dobiegający z ciemności głos - nie wiada czy powodowany stresem, czy czymś innym rzucił się w stronę pierwszego dźwięku i przypierdolił.

    OdpowiedzUsuń
  17. Co jest, kurwa?! -wyrwało się Liamowi głośniej niż zamierzał. Riv miał już serdecznie dosyć tego wszystkiego, pełznięcia poprzez wodę i błoto, klaustrofobicznych korytarzy, pełgających pochodni, które więcej cieni niż światła dawały i atmosfery ciągłego zagrożenia. A teraz jeszcze to, jacyś ludzie, albo i co gorszego, tak bezczelnie się z nich kpiący. I grożący.
    W pierwszym odruchu chciał się rzucić za Nolanem, ale ozwało się w nim wojskowe doświadczenie, było nie było wojaczką trudnił się już ładnych parę lat, coś więc zostało w pamięci, mięśniach i instynkcie. Słuchanie rozkazów na przykład. Choć więc zrobił jeden, czy drugi krok w ślad za Ragginisem, to opanował odruch, cofnął się, stając ramię w ramię z szefem, ograniczając się do uniesienia miecza tak, by być gotowym do obrony. Lub też ataku, zależnie jaki rozkaz padnie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nolan wybiegł do przodu i uderzył, na oślep w ciemność. Coś gruchnęło, pękło z trzaskiem i rozsypało się dookoła - drzazgi i fragmenty desek. Patrząca drużyna zobaczyła, że to zwyczajnie tarcza, drewniana, stara i zbutwiała. Zaraz potem rozległ się pisk i zawodzenie, i z cienia wyskoczyło... coś?! Mierzyło ze trzy łokcie wzrostu, było paskudne i wyglądało jak człowiek. Pokurczony, wykrzywiony, mały i z wyłupiastymi oczyma i zajęczą wargą.
    - Nie bijta, nie bijta!

    OdpowiedzUsuń
  19. - Co nie bijta, co nie bijta! - krzyczał, ale nie za głośno, gotowy rąbnąć raz jeszcze. - Wyłazić huncwoty, bo butem poczęstuję! Raz, na środek, do światła. Przyświećcie tu tą pochodnią. O żesz... - wzdrygnął się widząc poczwary.
    - Coście za jedni i czegoście chcieli, co?

    OdpowiedzUsuń
  20. - Kurwać...
    Mruknął Wolfgang trzymając szyk i patrząc z lekkim niedowierzaniem na stworka.
    - Jak nie urok czy inna wiedźma to taki ancymon. Nu, poczekajmy co wyjdzie z konwersacji Nolana z rzeczonym osobnikiem.
    Popatrzył po ludziach, uśmiechnął się i bacznie patrzył po otoczeniu, czy jeszcze coś nie wylizie na nich.

    OdpowiedzUsuń
  21. Liam nie bawił się w dyskrecję, po prostu gapił się na pokraczne stwory z trudem tylko utrzymując żuchwę w zawiasach, bo niech mu wszyscy bogowie, prawdziwi i zmyślenie, świadkami, takich dziwów do tej pory nie oglądał.
    -Co za cholera? -wyrwało mu się. -Henseltowi się żołnierze skończyli i potworki wysyła? -dodał ciszej.

    OdpowiedzUsuń
  22. Demko i jego chłopaki skoczyli w cień, lecz nie wyjęli nikogo więcej, jak się miało wkrótce okazać, brzydal miał talent brzuchomówcy i co więcej, wiedział wiele, na różne tematy.

    Pod naporem drużyny stwór zasłonił się i zakwilił jak prosię.
    - Nie bijcie, nie bijcie - zaszlochał - ja nie chcieć źle, nie chcieć. Ja głodny, ja nie chcieć źle.
    Przeszukując w międzyczasie komnatę faktycznie natrafili na resztki po starych beczkach. Nie ostało się nic wartego zabrania, czy zwrócenia uwagi. W jednej z beczek, dużej, umościł sobie legowisku brzydal. Siano było świeże podobnie leżące kilka kroków dalej, do cna oblizane i wyssane z szpiku kości. Indagowany wyjawił, że zrzucają tu martwych przez właz. Rzeczywiście, w jednym z rogów pomieszczenia było podwyższenie i właz, do którego, żeby się dostać potrzebna będzie drabina.
    - Kuurrrr...
    Remek wpadł w dziurę, której nie zauważył. Poniżej jest jeszcze jedna kondygnacja. Zalana wodą, ale na tyle, że poszkodowany (gdy wstał) był tylko do kolan w mętnej brei.

    OdpowiedzUsuń
  23. Kurwa, ludojad przeklęty! -Liam, który jako pierwszy znalazł kości, rozkopał je ze wstrętem. Najchętniej ubiłby gadzinę, ale ta mówiła, co oznaczało, że być może dałoby się ją przesłuchać.
    -Często zrzucają tu trupy? -zapytał groźnie, patrząc na potwora z mieszaniną wzgardy i ciekawości. Jako żył pierwszy raz oglądał taką kreaturę. -I czy stąd słychać, co się na górze dzieje? -jeśli słychać to dobrze i źle zarazem. Dobrze, bo potworek może wie coś więcej, źle, bo ktoś ich w tej chwili słuchać może.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wolfgang spojrzał na otoczenie, potem na stworka. Następnie spojrzał na towarzyszy i mruknął.
    - Drabinę chyba ktoś sobie w rzyci schował, że jej tu nie ma? Weźcie ostrożnie przeszukajcie pomieszczenie i w międzyczasie zbierzcie całe drewno jakie się da. Z waszego doświadczenia to jesteśmy w którym miejscu miasta?
    Spojrzał na stworka i nadal niezmąconym tonem kontynuował.
    - Nolan albo ci dołoży albo da spokój, chcę wiedzieć czy często zrzucają tu ludzi i gdzie prowadzi dolna plątanina. Mam lekko kurwa dość tej okolicy i może się skończyć, że aby dać znać komuś na górze przywiążemy Cię do ogniska i poczekamy aż ktoś zejdzie. Także z życiem i bez spowalniania. Fakty kurwa mać.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nolan stał niby cień wielkiej góry ponad małych stworkiem (kanibalem jak się okazało). Stworek patrzył to na jednego, to na drugiego z mężów, gdy w tym czasie Liam i paru innych, znaleźli spore zapasy drewna. Przy odpowiednim pomyślę dałoby radę zmontować z tego drabinę. Rzemienie znalazły się również, podobnie strzępy i krótkie fragmenty konopnej liny.
    Demko obejrzał się na kompana. Chwilę milczał, myśląc widomie.
    - Myśmy są tuż za linią wewnętrznego muru. Nad nami już powinny być koszary.
    Przepatrując dalej znaleźli więcej szczątków... w tym i dzieci...
    W tym czasie, Nolan i Wolfgang dowiedzieli się, że plątanina korytarzy prowadzi do różnych części miasta, za miasto, do jakiejś nekropolii i gdzieś jeszcze, gdzie jest zło. Będąc zaś tutaj, w tym pomieszczeniu, nie byli słyszani na górze, ale jeżeli kto nadszedł to słychać go było. Potworek szybko jął wyjawiać, że na górze tumulty ostatnio mają miejsce i że owszem, wcale rzadko zrzucają tu truchła.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wolfgang odchrząknął, splunął na podłogę i rozejrzał się po zebranych.
    - W porządku panowie. Mamy kilka opcji rozegrania tej sytuacji. Najlepiej byłoby jednak najpierw mieć czym ją rozegrać. Dlatego też zanim zrobimy tu małe Blaviken, to zbierzmy odrobinę sprzętu. Jeśli nasz nowy...
    Głośno westchął.
    - ...towarzysz zechce nas przeprowadzić, to w miejscu, które opisał nam Karczmarz mamy ukrytą część ekwipunku. W teorii mieliśmy przecież chwilę odpocząć a nie władować się w interwencję okupanta. Są to rzeczy które uważam za przydatne w tej sytuacji. Bojowe petardy. Na miejscu chciałbym postawić dwa rusztowania, tak, żeby nie kombinować i dostać się szybko do środka. Należy założyć, że jak są leniwi, to będą wieźć ciało w góra dwie osoby. Pracowici i ostrożni będą je nieśli na pałkach czy oszczepach, żeby móc je zrzucić i od razu walczyć. Pierwsza osoba będzie musiała ich powstrzymać przez chwilę. Kolejny dopaść i uciszyć krzykaczy. Następnie wchodzimy po kolei. Ja na końcu. Jeśli nasz Gryzek się zgodzi chciałbym skorzystać z jego pomocy. Za wszystkie ciała które pozostawimy w okolicy włazu.
    Spojrzał się po grupie i dokończył.
    - Słucham propozycji, uwag i komentarzy. Pamiętajcie, że nie mamy za dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  27. Może to głupio brzmi -rzucił Liam, skoro nikt inny się nie kwapił -ale ja bym się rozdzielił, żeby szybciej pracować. W chacie nie zostawiłem niczego, co by miało mi pomóc w walce, mogę więc zostać i wraz z nimi -wskazał na Demkowych ludzi- zacząć budowanie, a w tym czasie szef załatwi co trzeba i wróci z naszym... -wzorem Wolfganga zawahał się lekko -towarzyszem. A Wy, Panowie -spojrzał na Demka i Nolana - co myślicie?

    OdpowiedzUsuń
  28. -Dobry pomysł. Wezmę Gryzka i Nolana i pójdziemy szybko po ekwipunek. Tu masz cały mój zbędny w tym momencie sprzęt, biorę tylko broń. Jak nie wrócimy za sześć klepsydr, to już bardziej zwracaj uwagę na to, co się tu dzieje i decyduj. Jeśli nie wrócimy za dziesięć klepsydr, to załóżmy, że szlag nas trafił.
    Uśmiechnął się szczerze.
    -Nie planuję zostawiać was, ale już coś zaatakowało jednego z nas. Także mimo ostrożności różnie być może.
    Obrócił się w stronę Nolana.
    -Ruszamy?

    OdpowiedzUsuń
  29. Splunął z obrzydzeniem patrząc na dziecięce szczątki. Coś w tym mężczyźnie trzymało go na wodzy. Z jednej strony chciał ubić stwora, z drugiej rozumiał jego naturę. Rozejrzał się raz jeszcze po pomieszczeniu.
    - Rozdzielmy się - powtórzył za Liamem. - Dwiema grupami szybciej osiągniemy cel... - przerwał, gdy myśl uderzyła mu do głowy.
    - Co jeszcze żyje w tych tunelach? - zagadnął stworka pochylając się ku niemu.

    OdpowiedzUsuń
  30. Stworek jął opowiadać o różnościach, z czego większość pewnie wymyślił na poczekaniu. Stwory o jakich opowiadał istnieć zwyczajnie nie mogły, no może z wyjątkiem starego topielca i jego żony co wspólnie łowili w tutejszych kanałach. Wtem coś stuknęło. Zaszurało jakby żelazo po kamieniach i krata na górze została odsunięta. Ktoś dyskutował. Podniesione głosy - kłótnia. Jedno ciało spadło, kolejne, następne i kolejny krzyk.
    - Kurwa! Co ty robisz?
    - Czego znowu!?
    - Mówiłem! Buty miał dobre!
    Kłótnia trwała chwilę nim konsensus został zawarty. Ktoś na górze spuścił linę z zamiarem zsunięcia się po buty...

    OdpowiedzUsuń
  31. -Kurwa... -wyrwało się Liamowi bardzo cicho, po czym spojrzał na szefa, niepewny co robić dalej. -Ryzykujemy, ściągamy gościa i włazimy, czy czekamy? -szepnął, gdy tamci na górze wciąż się kłócili. Niestety nie dało się dosłyszeć ilu ich tam jest, co utrudniało podjęcie decyzji.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Proste, Stworek rzucasz się na tego co zejdzie, reszta szarpie za linę, jeśli uwiązana, to rzyć parchata, jeśli nie, to na m polecą ulęgałki. Komuś może coś trzaśnie. Dwóch czyli ja i Liam po tym jak ściągniemy kogo się da ślemy na górę albo Liama, albo petardę i potem Liama. Petarda będzie udawana, ale chodzi o to, żebyś równo stanął na górze i dał reszcie czas na dołączenie.
    Obrócił się do stworzenia.
    - Mnóstwo mięsa dla Ciebie jak nam pomożesz.
    Spojrzał na drużynę.
    - To co? Napierdalamy? Nolan, dajesz reszcie wsparcie, starajcie się ich wyrżnąć bez strat. Z dwóch stron. Bić jak się da w plecy. Z życiem panowie.
    Po czym schował się w jednym z zakamarków.

    OdpowiedzUsuń
  33. Plan był wymyślany naprędce, ale miał szanse powodzenia. Liam ustawił się tak, by nie być widocznym na pierwszy rzut oka, ale móc zacząć walkę, lub wspinaczkę jak tylko będzie to możliwe. Wyjął sztylet, w tym miejscu miecz tylko by zawadzał.

    OdpowiedzUsuń
  34. Wszystko odbyło się w przeciągu kilku uderzeń serca. Człowiek zsunął się po linie. Stworek wczuł się w rolę i jął krzyczeć.
    - Spierdalaj Hugo. No spierdalaj! - Mężczyzna w koszuli i pikowanych nogawicach próbował jedną nogą odepchnąć stworka - nie udało się.
    Uderzenie pozbawiło go przytomności. Padł nie zdążywszy nawet zareagować na otaczających go ludzi. W jego oczach widnieli niby mary. Straszne upiory. Ścięty przerażeniem nie potrafił zareagować na czas i to przesądziło o całej sprawie.
    Sznur trzymał mocno. Chłopaki szybko wspięli się na górę, do pomieszczenia, gdzie nie znaleźli nikogo. Dopiero po chwili zorientowali się, że są w czymś przypominającym lochy. Znajdowali się w przestronnej oświetlonej lampą celi. Stare kratownice zostały zdemontowane dając szerokie światło na korytarz.
    - Co z Henwem? - usłyszeli czyiś głos.
    - Poszedł na dół - rozpoznali drugiego z kłócących się mężczyzn. Do rozmowy dołączył trzeci oraz czwarty głos. Znajdowali się kilkanaście kroków dalej. Na końcu korytarza utworzono prowizoryczny punkt wyposażony w stół, kilka krzeseł, półek i mnóstwa papieru. Mężczyźni rozmawiali o wydarzeniach jakie mają miejsce i o tym, że Hugo będzie mieć co jeść. W osadzie zaaranżowano rebelie. Informatorzy przekazali kluczowe informacje i wycięli w pień rebeliantów. Sukcesowi przyświecało jednak pytanie, gdzie podziało się kilkoro z podejrzanych oraz jeden z przywódców. Podobno szukano ich w mieście jak i w okolicy. Nie mniej w żaden sposób nie wpłynie to na dobry nastrój rezydujących w wieży oficerów.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Dobra wasza mać Panowie, Hugo będzie miał co jeść, słowo dane nie złamane. Wpadamy tak, żeby ich odciąć od ucieczki. Bić nieczysto ale rychło. Nolan zastawiasz drzwi i nie pozwalasz im wiać. Liam wskakujesz ostatni, żeby pomagać nam i robić przewagę w walce. Trzymamy się jeden na jednego i dobijamy jak Liam wskoczy z pomocą. Potem kupą na kolejnych.
    Odetchnął i się wyporostował.
    - To z życiem panowie. Mamy rachunki do wyrównania i prowokatorów do zajebania. Jednego żywcem.

    OdpowiedzUsuń
  36. Skinął głową na znak, że się zgadza, ustawił się tak, by móc szybko wyskoczyć na korytarz i wyjął miecz, oraz sztylet. Będzie korzystał z tego, co w danej sytuacji okaże się poręczniejsze.
    -Będę zaraz za wami. -szepnął, czekając aż Auerbach z miejscowymi wypadną pierwsi.

    OdpowiedzUsuń
  37. Skinął głową zgadzając się z kapitanem. Dotknął żeleźca broni co by urok wszelaki odczynić i wziął się za linę. Na górze rozstawił się zgodnie z dyspozycją, zaczekał na resztę i ruszył. Bez pardonu w myśl skrócenia dystansu i szybkich, krótkich uderzeń. Poszedł jak wicher i jak burza skończył.

    OdpowiedzUsuń